Zdaniem Michniewicza potentat z Bundesligi poważnie interesuje się młodym pomocnikiem gdańskiego klubu, o czym świadczy obecność na meczach biało-zielonych skauta Borussii Artura Płatka, a także asystenta Juergena Kloppa Zeljko Buvaca i dyrektora sportowego Michaela Zorca na
PGE Arenie podczas spotkania Lechii ze Śląskiem
Wrocław. Jednak jak uważa były trener Podbeskidzia Bielsko-Biała, do przejścia Dawidowicza do niemieckiego klubu jeszcze daleka droga. Poza tym istnieją uzasadnione obawy, że wyjazd 18-letniego piłkarza za granicę może sprawić, że jego kariera ulegnie załamaniu.
- Nikt zdroworozsądkowy nie powie przecież, że Dawidowicz miałby od początku nie tyle miejsce w składzie Dortmundu, co miejsce na ławce rezerwowych. Mam wrażenie, że to inwestycja na przyszłość, dlatego sam Paweł musi mieć świadomość, jak przyhamowały kariery
Jakuba Świerczoka i Arkadiusza Milika czy znacznie wcześniejsza Macieja Terleckiego albo Marcina Szulika. Ci jednak, którzy zasmakowali Zachodu, powiedzieliby pewnie Dawidowiczowi, że jak ma okazję i czuje się mocno, to niech wyjedzie - mówi Michniewicz portalowi
ekstraklasa.net.
Michniewicz zaznacza również, że gdański klub na transferze swojego piłkarza do Bundesligi raczej nie zarobi.
- Wielkich pieniędzy za Dawidowicza bym się nie spodziewał. To chłopak, który dopiero zaczął grać w ekstraklasie i w reprezentacji młodzieżowej. Dla porównania, Arek Milik już dobijał się do pierwszej reprezentacji, zanim Bayer Leverkusen zaproponował transfer. Nie wiem, jaka jest realna cena za Dawidowicza. Wiadomo, Lechia będzie chciała jak najwięcej, bo to też prestiż dla klubu, jeśli wychowanek odchodzi za dużą kwotę. Milion euro, o którym mówiło się w mediach, to chyba jednak zbyt wygórowana cena - podkreśla Michniewicz.
Cała rozmowa z Michniewiczem na portalu
ekstraklasa.net