Obserwuj autora na Twitterze -
@PiWisniewski
Umowa była już niemal gotowa do podpisu, do dogrania pozostawały już tylko drobne szczegóły. W piątek Hajto miał poprowadzić pierwszy trening z przebywającymi na południu Polski piłkarzami Lechii (w środę skompromitowali się oni w meczu Pucharu Polski w Stalowej
Woli, gdzie przegrali z II-ligową Stalą, a w niedzielę zmierzą się w Zabrzu z Górnikiem). Były reprezentant Polski udał się w tej sprawie do Hamburga, gdzie rozmawiał się z właścicielami Lechii. Jednak wówczas weto postawił zarząd klubu.
- Rozmowy z Tomaszem Hajtą rzeczywiście się odbyły, ale nie jest to powód, żeby poprzez środki masowego przekazu komunikować światu swój brak zgody na tę kandydaturę. Wystarczy to zrobić w zaciszu klubowych gabinetów, do czego namawiam Dariusza Krawczyka - mówi w rozmowie z
"Przeglądem Sportowym" Maciej Bałaziński, szef rady nadzorczej Lechii, powiązany z większościowym udziałowcem.
Co na to prezes Krawczyk?
- Jako przedstawiciel akcjonariuszy mniejszościowych bardzo chciałbym znaleźć nić porozumienia z układem właścicielskim spółki. Zależy mi bowiem na tym, by Lechia funkcjonowała na zasadach profesjonalnych, mając też na uwadze dorobek ostatnich kilkunastu lat, wypracowany przez środowisko gdańskie - podkreśla Krawczyk.
Bałaziński też przekonuje, że zarzewie konfliktu da się zażegnać.
- Pan prezes, dla którego mam ogromny respekt i który został zaproszony do współpracy z uwagi na duże poparcie jego osoby ze strony kibiców, doskonale wie, że jedynym podmiotem, który może podpisać umowę z nowym trenerem, jest zarząd klubu. Bez jego zgody żadna kandydatura po prostu nie przejdzie. Jesteśmy też ostatnimi, by zrobić sponsorowi coś złego na jego wizerunku - deklaruje szef rady nadzorczej.
FUTBOLOWE JAJA, CZYLI NAJDZIWNIEJSZE GOLE LECHII. ZOBACZ, JAK TO WPADŁO