I chociaż w piątkowym spotkaniu Wolski nie strzelił gola, ani nie zanotował asysty, to generalnie jego występ trzeba ocenić pozytywnie. Był aktywny w środkowej części boiska, jeśli zagrywał
piłkę, robił to zazwyczaj bez przyjęcia. Na nic to się jednak zdało, gdyż spotkanie zostało przegrane.
Tomasz Galiński: Nie tak wyobrażaliście sobie inaugurację ligi.
Rafał Wolski: Przyjechaliśmy do Płocka wygrać i liczyliśmy, że uda się zgarnąć pełną pulę. Zaczęliśmy dobrze, kontrolowaliśmy przebieg spotkania, udało się strzelić bramkę na 1:0. Niestety później zabrakło koncentracji przy stałym fragmencie gry, Wisła wyrównała i chyba uwierzyła, że mogą coś z nami ugrać.
Do gola na 1:1 na boisku była w zasadzie jedna drużyna. Kontrolowaliście mecz, a rywal nie był w stanie wam zagrozić.
- Zgadza się, Wisła próbowała grać z kontry, ale byliśmy dobrze ustawieni i udawało się nam przerywać te akcje. Tak naprawdę zagrażali nam jedynie po stałych fragmentach. Tak się złożyło, że właśnie w ten sposób strzelili nam oba gole.
Wasz trener mówił na konferencji prasowej, że po strzelonym golu gra nie wyglądała tak jak powinna. Podkreślał, że samą tiki-taką meczu się nie wygra.
- Mamy możliwości, by grać kombinacyjnie, utrzymywać się długo przy
piłce. I tak też robiliśmy. Myślę, że nie brakowało też zaangażowania z naszej strony.
Mówiłeś mi kilka dni temu, że spodziewasz się otwartej gry ze strony Wisły. Wyglądało to trochę inaczej.
- (śmiech). Chyba troszeczkę się pomyliłem. Jeśli byłaby taka możliwość, to chciałbym cofnąć te słowa. Ciężko się gra z drużynami, które bronią się całym zespołem dwadzieścia metrów od własnej bramki i przede wszystkim skupiają się na przeszkadzaniu, a nie graniu w piłkę. Tak jakby bały się podjąć walkę z mocniejszym przeciwnikiem. Oczywiście musimy być do tego przyzwyczajeni, bo pewnie większość ekip wyjdzie na nas podobnie.
Czyli najważniejsza w tym wszystkim szybsza gra?
- Wydaje mi się, że tak. Momentami zbyt długo przetrzymywaliśmy piłkę, nasza gra była za wolna. Zresztą było widać w kilku przypadkach, że jeśli tylko zagraliśmy szybciej, na jeden kontakt, to stwarzało się miejsce, rywal się gubił, a my potrafiliśmy zrobić akcje. Liczę, że będziemy to robić dużo częściej i przede wszystkim będziemy wygrywać.
A swój występ jak ocenisz? Chyba trochę żal sytuacji, gdy po twojej wrzutce z rzutu wolnego Marco Paixao nie udało się pokonać bramkarza.
- Rzeczywiście było blisko. Marco zachował się bardzo dobrze, jednak bramkarz spisał się jeszcze lepiej i to jego bym pochwalił.
Wygląda na to, że nad Lechią ciąży jakaś klątwa. Przegrana w Płocku to siódma z rzędu porażka na inaugurację ligi.
- Na pewno nie jest przyjemnie, gdy zaczyna się sezon od porażki. Nastawialiśmy się, że zaczniemy punktować od samego początku i będziemy trzymać się czuba tabeli. Czegoś zabrakło, ale ciężko mi powiedzieć czego. Być może wspomnianej już koncentracji lub szybszej gry. Być może wtedy
wynik byłby inny.
Jesteś w Lechii krótko, ale pewnie słyszałeś o wyjazdowej niemocy.
- Nie mówmy o jakichś klątwach. Po prostu Wisła stworzyła sobie dwie sytuacje i potrafiła je wykorzystać. Gdybyśmy my strzelili trzy bramki, to pewnie teraz cieszylibyśmy się z trzech punktów. W kolejnych meczach chęć wygrywania musi być u nas większa.
Czyli był to tylko wypadek przy pracy i od meczu z Górnikiem Łęczna rozpoczynacie serię zwycięstw.
- Będziemy mieli analizę spotkania, trener pokaże nam jakie błędy popełniliśmy. Mam nadzieję, że w meczu z Górnikiem podobny scenariusz się nie powtórzy i zachowamy koncentrację przez pełne 90 minut.