W poprzedniej kolejce Lechia pokonała na wyjeździe Cracovię, ale Chrapek zaczął spotkanie na ławce rezerwowych. Na boisku zameldował się dopiero na dwadzieścia minut przed końcem. - Wiadomo, że siedzenie na ławce nie jest przyjemne, ale nie zepsuło to mojego samopoczucia - wyjaśnia pomocnik biało-zielonych. - Chcę grać w wyjściowym składzie i będę o to walczył. Czuję, że jestem w dobrej formie - dodaje.
Wygrana z Cracovią była historyczna, bo pierwsza na stadionie przy ul. Kałuży od 55 lat. W niedzielę nadarzy się okazja do przełamania kolejnej złej passy, bo z kim jak z kim, ale z Lechem biało-zieloni za bardzo grać nie potrafią. Ostatnie trzy konfrontacje na stadionie w
Gdańsku kończyły się zwycięstwami gości. Zresztą nawet jeśli spojrzy się wstecz, to próżno szukać wielu triumfów.
- Być może w jakimś stopniu motywuje to trochę bardziej, ale za bardzo o tym nie myślimy. Wydaje mi się, że już niejednokrotnie pokazaliśmy, że żadne klątwy nie są nam straszne i umiemy przerywać złe serie. Tak naprawdę przeszłość nie ma żadnego znaczenia. Liczy się tu i teraz - mówi Chrapek.
A jeśli mowa o teraźniejszości, to nie sposób przejść obojętnie obok dość ciekawej statystyki, mianowicie żółtych kartek. Otóż Lechia "zebrała" ich w obecnym sezonie aż 29, co daje jej zdecydowaną pierwszą lokatę. Druga w tej klasyfikacji jest Korona
Kielce, która 22-krotnie była upominana przez sędziów. Z kolei na szarym końcu plasuje się Legia
Warszawa - 11 kartek. Z czego to wynika?
- W każdym meczu jedenastu piłkarzy walczy jeden za jednego, wzajemnie sobie pomagamy. Kartki biorą się z tego, że gramy agresywnie. Tego brakowało w meczach wyjazdowych w poprzednim sezonie. Teraz to pokazujemy, nie boimy się nikogo, podejmujemy walkę fizyczną - podkreśla Chrapek, który sam trzykrotnie był upominany przez sędziego. Jeśli w starciu z Lechem zdarzy się to ponownie, czeka go przymusowa pauza. - Mamy na tyle szeroką kadrę, że nie powinno to stanowić żadnego problemu - kończy pomocnik Lechii.