- Jestem rozczarowany
wynikiem. Wydaje mi się, że sprawiedliwszy byłby remis. Zarówno Arka, jak i my, nie stworzyliśmy sobie stuprocentowych, klarownych sytuacji - mówił po meczu Kowalski. - Straciliśmy bramkę w kuriozalnej sytuacji. Ktoś zaspał przy tej wrzutce, po której padł gol. Piłka poszła na wysokości
jaj i taką trzeba wybić, a dziwnym trafem przeszła przez wszystkich obrońców - dodał rozżalony.
Dla Kowalskiego sobotni mecz był powrotem na "stare śmieci". W
Gdyni 31-letni obrońca spędził aż dziewięć lat. Od niewiele ponad roku gra w Niecieczy i występ w Gdyni był dla niego bardzo sentymentalny. - Doping kibiców brałem do siebie, bo przecież dla tej publiczności występował przez kilka lat. Ale będę wspominać to miejsce pozytywnie. Żadnych uszczypliwych komentarzy nie było pod moim adresem - relacjonował zawodnik, który przy okazji wyjaśnił też, że w Niecieczy nikt od zawodników awansu do ekstraklasy nie oczekuje. - Jeśli nie wejdziemy do ekstraklasy, to nikt nam głowy nie urwie. Owszem, gramy o awans, ale w przypadku jego braku, nic wielkiego się nie stanie, gdyż nie ma aż takiej presji ze strony władz klubu i kibiców. Muszę jednak przyznać, że mamy na tyle prężne władze, by podołać zadaniu. Szanse Arki? W mojej opinii po pierwszej porażce balon pęknie i na gonitwę za czołówką będzie już za późno - zakończył Kowalski.