Sens pozyskania obu pomocników przez Arkę do dzisiaj pozostaje nierozwiązaną zagadką. Nakano na testy do
Gdyni przybył z klubu FC Pommern Greifswald, czyli V ligi Niemiec. A dokładnie z Oberligi NOVF-Nord, czyli Wyższej Ligi Północno-wschodnia (grupa północna), która swoje mecze rozgrywa w północnej części byłej NRD. Pierwszy w historii Japończyk w Arce o angaż starał się ponad miesiąc. Kontrakt podpisał na rundę wiosenną ubiegłego sezonu, ale na boisku w pierwszym zespole nie zagrał ani minuty. Nie tylko w lidze, ale nawet w rozgrywkach Pucharu Polski. Wynagrodzenie Nakano było tajemnicą, mówiło się jednak nieoficjalnie o kwocie od 5 do 8 tys. złotych miesięcznie. Całkiem sporo jak na pracę polegającą na jednym treningu dziennie i sporadycznych występach w rezerwach. Sporadycznych, bo nawet tam Japończyk nie radził sobie z wywalczeniem miejsca w składzie.
Niewiele lepiej wyglądała sytuacja z Radosavljeviciem. Serb podpisał kontrakt z Arką półtora roku. Początkowo głównie grzał ławę, do czego zresztą zdążył się przyzwyczaić już wcześniej. Przed przyjazdem do Gdyni całą rundę jesienną spędził bowiem w rezerwach czeskiej Victorii Żiżkov, a w sezonie 2010/2011 na boisko wchodził niemal wyłącznie z ławki, grając w tygodniu średnio... pół godziny. W Arce także się mu nie udało. Na początku leczył kontuzję, ale nawet gdy wrócił już do zdrowia, nie zdołał przebić się do pierwszego składu Arki. Defensywny pomocnik przegrywał rywalizację z Petrem Benatem i Radosławem Pruchnikiem. Serb grał więc w rezerwach, ale nawet tam, podobnie jak Nakano, nie zachwycał. Co więcej, na tle czwartoligowych rywali wypadał bardzo blado. W całej swojej karierze 22-letni piłkarz w oficjalnych meczach wystąpił zaledwie 28 razy, tylko czterokrotnie przebywając na boisku od pierwszej do ostatniej minuty. Dwa z tych pełnych meczów zagrał dla Arki, ale już w końcówce sezonu, gdy ta nie miała już jakichkolwiek szans na awans do ekstraklasy.
Nakano odszedł z Gdyni po zakończeniu umowy, natomiast z Serbem kontrakt rozwiązano za porozumieniem stron na początku
sierpnia. Japończyk nie namyślając się długo wrócił z podkulonym ogonem do Greifswaldu, gdzie podpisał kontrakt do 30
czerwca 2013 r. Dotychczas na V-ligowych niemieckich boiskach zagrał w siedmiu meczach, ale tylko w trzech z nich od pierwszej do ostatniej minuty. A Radosavljević? Od trzech miesięcy szuka klubu. Póki co - bezowocnie. Natomiast ciepłą posadkę w Gdyni obaj "piłkarze" wspominają z pewnością bardzo miło.