- Mecz nie ułożył się po naszej myśli. Szybko dostaliśmy czerwoną kartkę [Sławomir Cienciała po ostrym faulu na Wojciechu Łobodzińskim - przyp. aut.], myślę, że inaczej by to wszystko wyglądało, gdyby Marcus strzelił na 1:0. Niestety w tej akcji nie wyszło, wyszło za to w końcówce, kiedy dokończył swoje dzieło. Było ciężko, ale czy to spotkanie odbije się w lidze, to nie wiem. W sumie to przez dłuższy czas graliśmy w dziesiątkę, myślę jednak, że nie powinno być tragedii. Przez te dwa dni się wykurujemy i na Flotę ruszymy z pełnym optymizmem i ją rozjedziemy - podkreśla Michał Rzuchowski.
Pomocnik Arki jest ostatnio "w gazie". Dobrze rozpoczął rundę wiosenną, wygryzł ze składu Radosława Pruchnika, ale z Miedzią nie dotrwał do końca spotkania. Jeszcze w pierwszej połowie zszedł z murawy z powodu urazu. Nie wiadomo, na ile groźna jest ta kontuzja i czy uniemożliwi mu ona występ w sobotę z Flotą
Świnoujście (godz. 14).
- Jeśli chodzi o moją kontuzję, to wpadłem w dziurę i podkręciłem lekko staw skokowy. Mam nadzieję, że to nic poważnego. Nie chcę zapeszać, szybko włożyli mi nogę w lód. Nie ma opuchlizny, chodzę o własnych siłach - mówi Rzuchowski.
Jego zdaniem remis 1:1 na własnym stadionie nie przekreśla szans Arki przed rewanżem (
25 marca).
- Nie uważam, że jest to
wynik faworyzujący gości. Szansę obu drużyn oceniam na 50 do 50. Czy gramy u siebie, czy na wyjeździe, jesteśmy tak samo groźni. Na razie skupiamy się na Flocie, na przemyślenia o rewanżu przyjdzie czas - przyznaje 20-letni piłkarz.