Początkowo gola przypisano Witalijemu Berezowskijemu, jednak to Kowalski był ostatnim zawodnikiem, który dotknął
piłki zmierzającej do bramki.
- Szkoda nie tylko bramki po rzucie rożnym, ale samego rożnego, bo można się było przed nim uchronić. Nie mam do siebie zbytnio pretensji o tego samobója, bo nie miałem możliwości inaczej zareagować. Takie rzeczy się zdarzają. Pech, i to podwójny, bo jeszcze przytrafiła mi się kontuzja - mówił obrońca Arki w rozmowie z reporterem Orange
Sport.
- Co do kontuzji, to pociągnął mnie mięsień dwugłowy na początku drugiej połowy, a potem jeszcze poprawiłem go sobie przy starcie do piłki i nie było sensu kontynuować zawodów - dodał Kowalski.
Jego zdaniem gdynianie nie zasłużyli na porażkę.
- To wszystko to jednak pikuś, bo najgorsze jest to, że ten mecz przegraliśmy. Nie wiem, jak ten mecz wyglądał w telewizji, ale wydaje mi się, że byliśmy zespołem zdecydowanie lepszym, zwłaszcza w pierwszej połowie, gdy utrzymanie przy
piłce mieliśmy chyba na poziomie
80 proc., tak to przynajmniej czułem z boiska - stwierdził strzelec samobójczego gola.
- Trener nas uczulał, że zespoły, które nie mają za bardzo argumentów piłkarskich, czekają na rzut wolny, rzut rożny, bo z tego żyją, i takie życie dziś od nas Stomil dostał - podsumował Kowalski.
MICHAŁ GLOBISZ STRACIŁ WZROK. PRZEDE MNĄ NAJWAŻNIEJSZY MECZ. NIE WIEM, CZY GO WYGRAM