Podczas ostatniego spotkania w Hali
Gdynia Trefl na tyle zaskoczył rywala, że zdołał wygrać 76:71. Bez celnego rzutu za dwa punkty (0/5) mecz zakończył lider sopocian Łukasz Koszarek, co nie przeszkodziło mu zostać najlepszym strzelcem Trefla - 20 pkt (dodał do tego 9 asyst).
- Rywale wiedzą o sobie wszystko, tak więc pozostaje kwestia energii i chęci zwycięstwa. To w zasadzie jest najważniejsze. Kiedy grasz dobrze na początku spotkania zawsze łatwiej wkracza się w kolejną część meczu. Jedyne o czym Prokom nie wiedział to to, że Marcin potrafi rzucać i trafiać niemal z każdej pozycji. W takiej dyspozycji potrzebujemy go w kolejnych spotkaniach - mówi Koszarek. - Nie myślę o tym kto jest liderem. Cały zespół musi się dobrze spisywać. Liga jeszcze trwa więc trzeba utrzymać formę. Prokom na pewno zaskoczy nas czymś w kolejnym spotkaniu dlatego ważnym będzie, abyśmy my nie ułatwiali mu zadania - dodaje.
Trefl zaskoczył rywala składem pierwszej piątki. Trener sopocian Karlis Muiznieks wystawił w niej Marcina Stefańskiego. Ten miał być filarem obrony, a stał się jedną z głównych opcji w ataku. Możliwości zaskoczenia ustawieniem wyjściowego składu po stronie Trefla wydają się być jednak wyczerpane. Z drugiej strony, w Prokomie w sobotę całkiem przyzwoite zawody rozegrali Donatas Motiejunas i Jerel Blassingame, a to i tak nie przełożyło się na zwycięstwo gdynian.
- Musimy przemyśleć to wszystko i mam nadzieję, że nikt się nie załamie. Trzeba spokojnie przeanalizować, co można zmienić w naszej grze i pojechać do
Ergo Areny po zwycięstwo - mówi środkowy Prokomu Adam Hrycaniuk.
Sobotnie starcie było najbardziej emocjonującym w tegorocznych finałach, dlatego można spodziewać się, że na trybunach Ergo Areny wreszcie zasiądzie ponad 10152 widzów (tyle wynosi rekord frekwencji lig halowych w Polsce ustanowiony w
kwietniu podczas koszykarskich derbów Trójmiasta). A na prawdę warto przyjść na to spotkanie, ponieważ finały, z tych przewidywalnych, stały się ogromnie emocjonujące.