- Cieszę się, że zagraliśmy dobrze i przedłużyliśmy serię finałową. Łukaszowi Koszarkowi, Adamowi Waczyńskiemu i mi udało się dorzucić parę punktów. W moim przypadku trafione kosze nie są jednak najważniejsze. To właściwa mobilizacja pozwoliła ponownie przenieść rywalizację do
Ergo Areny - twierdzi Stefański.
Skrzydłowy nie mógł tego dnia narzekać na brak szczęścia, ale do tego nie można odebrać mu woli walki. Treflowi brakowało właśnie koszykarza, który nie tylko grą, ale i swoim zachowaniem zmobilizuje resztę ekipy. Stefański był takim graczem z poprzednich sezonach jednak w obecnych rozgrywkach usunął się on w cień Filipa Dylewicza, Łukasza Koszarka, Adama Waczyńskiego czy Johna Turka.
W sobotę trafił 6 z 9 rzutów za dwa punkty, miał również 7 zbiórek (5 w ataku). Po meczu skrzydłowy Trefla nie wyglądał jednak na zadowolonego. - Może mało się uśmiecham, ale to tylko dlatego, że wszystkie moje siły zostawiłem na parkiecie. Nie narzekam na zmęczenie jednak emocje nieco opadły i dlatego nie skaczę z wrażenia. Co nie oznacza, że się nie cieszę - wyjaśnia Stefański.
W serii do czterech zwycięstw Trefl przegrywa z Asseco Prokom 2-3. kolejny mecz (poniedziałek, godz. 18.30) odbędzie się w gdańsko-sopockiej
Ergo Arenie.