- Nasza drużyna była budowana z założeniem, że ja będę jej częścią. Siła Wybrzeża miała być oparta o Nickiego Pedersena, Thomasa Jonassona i moją osobę. Miałem być jednym z filarów gdańskiej drużyny. Przejechałem przecież dobre kilka sezonów na ekstraligowych torach. Posiadam wiedzę o poszczególnych torach i doświadczenie. Miałem ciągnąć ten zespół z Nickim i Thomasem zespół beniaminka - mówi Świderski w rozmowie z portalem Sportowefakty.pl. Tymczasem gdański zespół wciąż musi sobie radzić bez tego zawodnika. Wszystko przez kontuzję, której Świderski nabawił się jeszcze w poprzednim sezonie oraz przedłużającą się rehabilitację. Świderski opuścił już w tym sezonie sześć meczów ligowych. Bez niego w składzie gdańszczanie zdołali odnieść tylko dwa zwycięstwa. - Brak mojej osoby jest na pewno widoczny.
Wyniki mogłyby być lepsze, ale jeszcze nie wszystko stracone. Celem Wybrzeża jest przecież spokojne utrzymanie, a nie walka o mistrzostwo Polski. Wszystko jest jeszcze otwarte. Nie straciliśmy na nic szansy. Jeszcze sporo meczów do odjechania - przekonuje Świderski.
Promykiem nadziei dla gdańskich kibiców jest jednak występ Świderskiego w czwartkowym ćwierćfinale Indywidualnych Mistrzostw Polski. Choć zawodnik Lotosu Wybrzeże wystartował tylko w dwóch biegach, a kontuzja nie pozwoliła mu wystartować w kolejnych wyścigach, to sam fakt, że żużlowiec pojawił się na torze może budzić optymizm. Niewykluczone, że Świderski wkrótce na tyle dojdzie do formy, że będzie mógł wystartować w spotkaniu ligowym.