Gdańszczanie w meczu z Dospelem pojechali bez odczuwających jeszcze skutki kontuzji Thomasa H. Jonassona i Maksima Bogdanowa. Wobec ubytków kadrowych szkoleniowiec Lotosu Wybrzeże zdecydował się wstawić Renata Gafurowa. Rosjanin, dla którego był to dopiero drugi mecz w tym sezonie
ENEA Ekstraligi był po Nickim Pedersenie najskuteczniejszym żużlowcem w gdańskiej ekipie. - Możemy szukać tłumaczeń, że zabrakło Bogdanowa i Jonassona. Ale to tylko gdybanie. Jeśli ja muszę ratować się Gafurowem, który nie widział się w Ekstralidze i z różnych powodów nie znalazł sobie klubu i on jest naszym drugim najlepszym zawodnikiem, to coś tu nie gra - mówił po meczu Chomski.
Pedersen z Gafurowem w sumie dla Lotosu Wybrzeże zdobyli 22 punkty. Pozostali gdańscy żużlowcy w pięciu wywalczyli ich raptem siedem. Chomski był mocno zirytowany ich postawą na torze w
Częstochowie. - Każdy ma jakieś problemy, ale jeśli podejmuje się rękawice, to trzeba zdawać sobie sprawę, że będzie się ocenianym przez zarząd i kibiców. I to nie raz w ostrych słowach. W Polsce żużlowcy patrzą przez pryzmat własnego ja. Ja muszę jeździć, ja muszę zostać. A gdy czasem dostaną po uszach, to się kulą i chowają. Jeśli żużlowiec staje na starcie, to nikogo nie interesuje, czy boli go paluszek, czy rączka. Dlatego mam pretensje do swoich zawodników, bo klub jest wobec nich w porządku, a oni wobec klubu nie - podkreślił trener Lotosu Wybrzeże.
Po porażce w Częstochowie 29:61 gdańszczanie spadli na ostatnie miejsce w tabeli i ich szanse na awans do pierwszej ósemki (co gwarantuje uniknięcie baraży o pozostanie w lidze) spadły do absolutnego minimum.