Myszka na niedawno zakończonych mistrzostwach świata w Australii zdobył
srebro (Miarczyński był 4.).
- Srebrny medal to bardzo dobry
wynik, tym bardziej że tytuł przegrałem nieznacznie w ostatnim wyścigu. Jestem zadowolony, choć celowałem w złoto - mówi Myszka w rozmowie z Przeglądem Sportowym i wspomina niesamowitą przygodę, kiedy w jednym z wyścigów zderzył się z rekinem młotem.
- Wypadek z rekinem rzeczywiście był nietypowy, ale to chyba bardziej on był przestraszony i bardziej go to zabolało niż mnie. Zresztą w Hiszpanii zdarzają się sytuacje, że pod powierzchnią pływają małe ryby, a po uderzeniu w nie też ląduje się w wodzie. W Australii była też trawa, w trakcie regat oddałem ze 20 skoków do wody, aby oczyścić deskę z tego zielska. Inaczej nie dałoby się płynąć - wyjaśnia Myszka.
Czy gdańszczanin ma jeszcze cień nadziei na występ w Londynie?
- Oczywiście myślę o igrzyskach i bardzo żałuję, że nie wystąpię w Londynie. Tym bardziej że jestem w megagazie. Jednak nie załamuję się i zamierzam walczyć o kolejne medale. A jeśli jakimś cudem zostanę olimpijczykiem, to pojadę do Weymouth [tam odbędą się olimpijskie regaty] tylko po to, aby stanąć na podium.
W życiu różnie bywa. Może przytrafić się kontuzja albo coś innego. Jeśli tylko nadarzy się okazja, aby zastąpić Przemka Miarczyńskiego, na pewno z niej skorzystam. Na razie mogę obiecać, że będę trenował do igrzysk jako sparingpartner Przemka.