Rogowska wystartowała w oficjalnych zawodach po raz pierwszy od czasu pechowego wypadku, który miał miejsce na początku grudnia ubiegłego roku. Sopocianka podczas ćwiczeń gimnastycznych na drążku spadła z dużej wysokości na głowę i początkowo groziła jej nawet kilkumiesięczna przerwa. Ostatecznie uraz nie okazał się tak groźny i Rogowska mogła w styczniu wznowić treningi. Jej celem jest oczywiście dobry występ podczas Halowych Mistrzostw Świata w
Sopocie, które odbędą się w dniach 7-
9 marca (w
Ergo Arenie).
Najpierw jednak chce wypełnić minimum IAAF (Międzynarodowa Federacja Lekkoatletyczna), które jest mocno wyśrubowane i wynosi 4,71 m. Inna sprawa, że jeśli jej się to nie uda i tak zapewne wystartuje w Sopocie, gdyż gospodarzowi w każdej konkurencji z urzędu przysługuje jedno miejsce. A w Polsce rywalek nie ma praktycznie żadnych.
Rogowska chciała uzyskać minimum już podczas mityngu w Sztokholmie, ale ten start jej wyszedł. Już na pierwszej wysokości - 4,42 m - miała trzy nieudane próby i jako jedyna tyczkarka nie została sklasyfikowana. Wygrała Niemka Silke Spiegelburg przed Greczynką Nikoletą Kyriakopoulou (obie 4,72 m), trzecia była Czeszka Jirina Svobodova (4,64 m).
Już w niedzielę Rogowska wystartuje w mityngu Flanders Open w Gandawie, natomiast
15 lutego wystąpi w Doniecku. Potem czekać ją będą mistrzostwa Polski w Ergo Arenie, które odbędą się w dniach 22-
23 lutego.