Trójmiejscy fani żółto-czarnych pierwszy raz przed sezonem mieli okazję zobaczyć na żywo w jakiej formie naprawdę są ich ulubieńcy. Wygranej z pierwszoligowym Krispolem
Września (wyjątkowo 4:0) nikt na poważnie nie brał pod uwagę. Starcie z Calzedonią było ciekawym wyznacznikiem formy zespołu. Przeciwnik grający na co dzień w lidze włoskiej nie należał bowiem do najłatwiejszych. Nie zmienił tego również fakt, że mecz miał charakter towarzyski bo walki i poświęcenia na boisku nie brakowało.
Lotos Trefl grający w zmienionym składzie po małej rewolucji kadrowej i bez Mateusza Miki w składzie od pierwszych minut wyglądał bardzo dobrze. "Mikuś" po Igrzyskach Olimpijskich nie wszedł jeszcze na pełne obciążenia treningowe i do dyspozycji trenera będzie już niebawem. Siatkarze w
Gdyni grali na dużym luzie i kończyli większość bardzo płynnych akcji. Szybko też wypracowali sobie 5-6 punktową przewagę, którą utrzymywali przez długi czas. Bardzo dobrze wyglądał nowy rozgrywający Michal Masny, który przyszedł z Jastrzębskiego Węgla. Zawodnik świetnie rozgrywał, bawiąc się pysznie na boisku. Nerwy zaczęły się jednak pod koniec seta, gdy z siedmiopunktowej przewagi Lotosu w mgnieniu oka zrobiły się dwa. Rozluźnieni gracze Lotosu zaczęli popełniać proste błędy i trwonić przewagę. Błyskawicznie zareagował na to Andrea Anastasi, który wziął przerwę, ochłodził głowy swoich zawodników, a ci wygrali seta do 22.
Drugi set po wejściu Wojciecha Grzyba na boisku to już prawdziwa demolka w wykonaniu Gdańszczan. Dzięki świetnej zagrywce i niemal stuprocentowej skuteczności jednego z idoli fanów żółto-czarnych miejscowi punktowali rywali raz za razem. Po asie serwisowym Damiana Schulza Lotos wygrywał już nawet 12:4. Gdy wszystko szło jak po maśle, znów pojawiły się nerwy. Kibice zgromadzeni w
Gdynia Arena musieli mieć małe deja vu, gdy znów zobaczyli na tablicy
wynik 22:20. I tym razem w końcówce lepsi okazali się zawodnicy z Plusligi, którzy ponownie wygrali do 22.
Gdy wydawało się, że całe spotkanie zakończy się w trzech setach, do roboty wzięli się Włosi, którzy nie chcieli zejść z parkietu, nie wygrywając choćby jednego seta. Po stronie Lotosu zaszło jednak sporo zmian, a na parkiecie pojawili się młodzi zmiennicy. Mimo zażartej walki nie udało im się jednak grać tak efektywnie jak koledzy z zespołu w poprzednich setach. Przez cały czas musieli gonić wynik, który ostatecznie im uciekł.
Podczas gdy Andrea Anastasi chciał dać pograć wszystkim zawodnikom ze swojej kadry, trener rywali przez cały czas trzymał się kurczowo swojej szóstki. Było to widoczne na boisku, bo gra bardzo się wyrównała, a oba zespoły szły łeb w łeb. Nie inaczej było w kolejnej partii, gdzie nikt nie odstępował ręki. Gdy Lotos odskoczył na dwa punkty, to w sekundę dogonili ich rywale. I tak na odwrót. Do czasu. W decydującej fazie meczu większą determinacją wykazali się gdańszczanie, którzy wygrali całe spotkanie 3:1.
W drugim meczu tej imprezy byli reprezentanci Polski zagrają z weteranami światowej siatkówki.
Lotos Trefl Gdańsk - Calzedonia Verona 3:1
Sety: 25:22, 25:22, 23:25, 26:24
Lotos: Pietruczuk, Schulz, Paszycki, Gawryszewski, Masny, Ptaszyński, Gacek (libero) oraz Grzyb, Romać, Stępień, Majcherski
Calzedonia: Kovacevic, Baranowicz, Holt, Mengozzi, Stern, Anzani, Giovi (libero) oraz Baranek